Informacje, Konkurs, Warsztaty

Program stypendialny narodowego Instytutu Kultury i Dziedzictwa Wsi

Mistrz I Uczen Fb 1200x900

Certyfikowany przez Kapitułę Miodnego Szlaku , Michał Winiarski Właściciel Osady Młyńskiej wyróżniony w ramach Nagrody Województwa Małopolskiego im. Mariana Korneckiego za wybite osiągnięcia w dziedzinie ochrony i opieki nad zabytkami architektury drewnianej Małopolski , Kraków 2020 oraz jako Lider malej retencji dziedzictwa materialnego i przyrodniczego gospodarki wodnej polskiej wsi, Warszawa 2021 został laureatem programu stypendialnego Narodowego Instytutu Kultury i Dziedzictwa Wsi „Mistrz – Uczeń”.

Celem programu stypendialnego „Mistrz – Uczeń” jest ratowanie lokalnego dziedzictwa i tradycji oraz zapewnienie ciągłości autentycznej twórczości i rzemiosła ludowego.

Projekt mistrza Ireneusza Greli nadmłynarza i jego ucznia młynarza Michała Winiarskiego na młynarstwo (Małopolska) na nakłuwanie kamieni młyńskich zostanie zrealizowany podczas 30 edycji Jubileuszowych Dni Dziedzictwa Kultury w Sądeckim Parku Etnograficznym w Nowym Sączu, 10 września 2022 w godzinach 12:00-16:00 w młynie z Kamienicy nr 74.

Zachęcam do zapoznania się z wywiadem przeprowadzonym przez Wydawnictwo Kultura Wsi z laureatem programu stypendialnego Narodowego Instytutu Kultury i Dziedzictwa Wsi ,Michałem Winiarskim.

Wydawnictwo : Jest dziś wiele ginących zawodów. Niektóre z nich powoli się odradzają, ale Pan wybrał taki, który w tradycyjnej formie w zasadzie już nie istnieje. Jak to się stało, że młody człowiek po studiach zapragnął zostać młynarzem?

Michał Winiarski :Rzeczywiście jest to rzemiosło zanikające. U mnie zadecydował właściwie przypadek. Wszystko zaczęło się kilkanaście lat temu, kiedy stałem się właścicielem zagrody młynarskiej. W miejscu, o którym wspominam, we wsi Roztoka – Brzeziny w powiecie nowosądeckim moja rodzina mieszkała od 200 lat. Pod koniec lat 20. XX wieku mój dziadek wybudował tam młyn. W dzieciństwie każde wakacje spędzałem u dziadków i to miejsce było mi zawsze bardzo bliskie i bardzo dobrze się tam czułem, ale ówcześnie nie przyszło mi do głowy, że będę tam gospodarzyć. Urodziłem się w mieście, w Krakowie. Tam skończyłem studia i zacząłem szukać pomysłu na siebie. I wtedy „pojawił się” młyn.

Wydawnictwo :Może więc jednak nie przypadek a przeznaczenie? Co sprawiło, że nie tylko związał Pan swoje plany z młynem, ale jeszcze robi wszystko co, w jego mocy, aby przywrócić go do życia? Młyn był nieczynny od lat 80., niszczał. Czy cały plan przywrócenia mu świetności nie jest trochę porywaniem się z motyką na słońce?

Michał Winiarski :W oczach wielu osób na pewno tak było i pewnie wciąż jest. Na początku naszej drogi byliśmy nawet wyśmiewani przez lokalną społeczność, bo pakowanie takich pieniędzy i sił w ratowanie staroci wydawało się wszystkim czystym szaleństwem. Spotykałem się z głosami – że to stare, po co do tego wracać. Jak naście lat temu pełen entuzjazmu rozmawiałem z moim ojcem i próbowałem go przekonać do tego pomysłu to on sam nie do końca widział w tym sens. Z czasem trochę się przestałem dziwić tym głosom. Dla starszego pokolenia to było zupełnie coś innego niż dla nas. My to trochę idealizujemy – przeszłość i wieś samą w sobie. Natomiast starszym ludziom często to się kojarzy jedynie z ciężką pracą, niejednokrotnie także z biedą. Życie na dawnej wsi galicyjskiej nie było sielankowe, trudno się gospodarowało więc te obiekty nie są dla nich tym samym co dla nas. Jednak mimo wszystko czułem, że musze się tego podjąć, że warto. To przecież nie tylko samo miejsce, ale czysta historia – zarówno mojej rodziny jak i okolicy.

Wydawnictwo :No właśnie mówi Pan, że rodzina mieszkała na tych terenach od 200 lat. Do tego młyny zawsze pełniły we wsiach szczególną rolę – były w centrum, a więc sam budynek był na pewno świadkiem wielu historycznych wydarzeń.

Michał Winiarski :Tak było. Gdy szukałem informacji o zagrodzie i samym młynie poznawałem nie tylko tajniki młynarstwa, ale też, a może przede wszystkim historię rodzinną moich dziadków. Zafascynowało mnie to. Odkryłem bardzo wiele dokumentów związanych z funkcjonowaniem tego miejsca nie tylko jako samego młyna, ale dotarłem do wielu informacji na temat tego, co się działo w tych stronach na przestrzeni lat. Jak pani wspomniała młyn to nie tylko miejsce, gdzie młynarz wykonywał swoją pracę, ale także jest to świadek historii lokalnej społeczności. Kiedyś, zwłaszcza na wsiach młyny to były takie centralne punkty – tam się produkowało żywność. Trzeba pamiętać, że w tamtym okresie większość ludzi na wsi żyła po prostu z tego, co wytworzyła. Pola były obsiane zbożem a ta mąka, która powstawała we młynie to była jedna z podstaw wyżywienia dla wielu rodzin. Przemiał w takim młynie trwał kilka godzin, ludzie przyjeżdżali tam specjalnie i potem musieli czekać. Rozmawiali więc, dzielili się informacjami. Działy się wtedy ciekawe rzeczy – zbliżała się wojna, potem ta wojna trwała. W 1935 roku rozpoczęto budowę zapory w Rożnowie wiec to także było ogromne wydarzenie. Na dodatek dziadek był nie tylko młynarzem, ale także społecznikiem, założycielem ruchu ludowego na tych terenach, przodownikiem weterynarii. Miał i młyn i tartak więc był poważany w danej społeczności. Podczas okupacji był czynnym, aktywnie działającym członkiem ruchu oporu w Armii Krajowej. Ta wiedza także mnie przybliżyła do tego miejsca, pomyślałem, że jest to historia, którą warto pamiętać.

Wydawnictwo :Upamiętnia Pan historię miejsca i regionu, ale widać, że na pierwszym miejscu jest sam młyn. Wkłada Pan mnóstwo energii, aby wyłonić z mroku to tradycyjne młynarstwo i przybliżać ten fach innym. W muzeum, które Pan tworzy, ta dziedzina gra główną rolę.

Michał Winiarski :To prawda. W czasie studiów i po nich miałem okazję pojeździć trochę po świecie i w myśl powiedzenia „podróże kształcą” w czasie tych wyjazdów doznałem pewnego rodzaju olśnienia. Za granicą zobaczyłem przykłady miejsc, w których robi się fantastyczny produkt turystyczny opierając się właśnie na dziedzictwie kulturowym wsi, czego my w Polsce się nadal uczymy i w moim przekonaniu niezbyt dobrze nam to wychodzi. Początkowo podróżując śmialiśmy się z niektórych pomysłów, z tego, że takie „zwykłe”, swojskie rzeczy można tak ubrać. Ale także byłem pod wrażeniem jak tam dbają o tego typu miejsca i zacząłem się zastanawiać, dlaczego u nas tak często takie miejsca niszczeją. Postanowiłem przeszczepić tę tendencję na swoje rodzime podwórko. A na moim podwórku jest młyn. Zacząłem zgłębiać temat i stało się to moją prawdziwą pasją. No i nie lada wyzwaniem.

Wydawnictwo :No właśnie. Jak wygląda w tej chwili sytuacja takich młynów i samego młynarstwa?

Michał Winiarski :Kiedyś generalnie Polska stała młynami, były ich tysiące – wodne, wietrzne, parowe, w końcu elektryczne. W większych miastach były fabryki maszyn młynarskich, były punkty skąd można było sprowadzić kamienie młyńskie. To była jedna z podstawowych gałęzi gospodarki a dziś został z tego właściwie ułamek. Lata świetności mojego młyna przypadają od momentu wybudowania w latach 20-tych do mniej więcej lat 80-tych XX wieku. Lata 80. to czasy przemian gospodarczych – młyny wiejskie traciły na znaczeniu, zmieniał się sposób funkcjonowania gospodarstw – mąka była w sklepach albo przemiały odbywały się w wielkich młynach. Od tamtej pory proces destrukcji tych budynków i urządzeń postępuje. Jako społeczeństwo zupełnie nie zadbaliśmy o te zabytki techniki wiejskiej. Na Sądecczyźnie takich młynów została garstka. Zaledwie kilka z nich jest w rękach podobnych pasjonatów i to jest jedyna szansa, żeby ten proces zahamować i starać się przywrócić im świetność. Mnóstwo tego typu obiektów zostało już zniszczonych bezpowrotnie. Ja się nawet pokusiłem jakiś czas temu i przeprowadziłem badania tej sytuacji – jeszcze w latach 50-tych na terenie samego powiatu nowosądeckiego było zarejestrowanych kilkadziesiąt młynów, dzisiaj są dwa – młyn miejski w Starym Sączu no i mój młyn, który został odrestaurowany i działa. Natomiast skala zniszczenia jest naprawdę ogromna – to niepowetowana strata. Niszczeją nie tylko maszyny i rzeczy materialne, ale co najgorsze razem z nimi ginie także wiedza – jak budować te młyny, jak je obsługiwać, jak konserwować. Na palcach jednej ręki można policzyć osoby, które dziś w Polsce mają wiedzę na temat tradycyjnego młynarstwa.

Wydawnictwo :To dotyczy nie tylko młynów, ale całej kultury wiejskiej, Jakiś czas temu samo słowo „ludowe” miało pejoratywny wydźwięk. Na szczęście trendy się odwracają.

Michał Winiarski :Rzeczywiście tak jest, jednak na podstawie własnych obserwacji uważam, że to wszystko dzieje się odrobinę za późno. W pewnych dziedzinach po prostu nie bardzo już jest co ratować. Coraz więcej się o tym mówi, pojawiają się poradniki jak dbać o to dziedzictwo kulturowe i to dobrze, ale jak mówię – pewnych rzeczy już się nie uratuje, nie odwróci. W przypadku choćby młynów to jest jakieś 10-15 lat za późno, bo jak wspomniałem – nie bardzo już jest co ratować. Teraz są próby nie tyle ratowania co rekonstrukcji od podstaw, ale tutaj wiedza w ogromnej części przechodziła z pokolenia na pokolenie, niekoniecznie była spisywana więc jest to trudne. No i nowy obiekt wybudowany według starych wzorów to nie to samo, co obiekt postawiony 100 lat – ze swoją historią, klimatem, z duszą.

Wydawnictwo :Jak więc sobie radzicie? Stworzenie takiego muzeum, uruchomienie młyna i pokazy przemiałów – tak jak one wyglądały kiedyś to nie tylko ogrom pracy i pieniędzy, ale także wiedza. Ciągłość tego przekazu bezpośredniego została zakłócona – na czym się więc wzorujecie?

Michał Winiarski :Jeśli jest na czym się wzorować to dobrze, ale czasami nie ma na czym. Mamy oczywiście dostęp do książek, do publikacji, ale nie zastąpi to właśnie tego przekazu bezpośredniego. Pewnych rzeczy nie da się nauczyć z książek a jedynie podpatrując w praktyce. Ja mam to szczęście, że mój tato, czyli syn mojego dziadka, jako młody chłopak pracował w tym młynie i w zasadzie wyłącznie dzięki jego umiejętnościom była możliwość ponownego uruchomienia tego mechanizmu – samo to zajęło nam 2 lata. W młynie są maszyny z XIX wieku. Fabryki, które je produkowały już dawno nie istnieją, nie ma żadnych rysunków technicznych. Uczymy się często metodą prób i błędów rozbierając mechanizmy na części i po wyczyszczeniu i piaskowaniu próbując składać z powrotem. Im więcej wiem tym większy mam szacunek do tych dawnych budowniczych tego typu obiektów. Bardzo często na wsiach byli to zwykli, prości mieszkańcy, niewykształceni a jednak mający ogromne umiejętności. Ta praca często wymagała specjalistycznych obliczeń, przekładnie, pasy, koła muszą być odpowiednio dopasowane, aby te napędy działały, żeby prędkość była odpowiednia –nie za duża, ale i nie za mała. A pamiętajmy, że osoby, które były budowniczymi i konstruktorami tych obiektów bardzo często nie umiały ani pisać, ani czytać. No i nie było takich udogodnień, jakie my dziś mamy, wszystko trzeba było zrobić ręcznie.

Wydawnictwo :Czyli w praktyce dawni budowniczowie musieli stosować zasady fizyki, chociaż nigdy się jej nie uczyli…

Michał Winiarski : No tak to mniej więcej wyglądało. Oczywiście wiedzę musieli mieć, tylko nie szkolną a nabytą w przekazie bezpośrednim, od przeszłych pokoleń. Tak to z resztą wygląda w każdej dziedzinie – ten przekaz bezpośredni jest konieczny. A dziś w zasadzie nie ma ludzi, którzy te młyny budowali i obsługiwali. Ja pracując z moim ojcem bardzo dużo się nauczyłem, ale to wciąż jest za mało. Tym bardziej się cieszę, że dzięki programowi stypendialnemu NIKiDW „Mistrz – Uczeń” będę mógł tę wiedzę poszerzać.

Wydawnictwo :Udało się już Panu bardzo wiele osiągnąć, ale to na pewno nie jest koniec drogi. Jakie jeszcze ma Pan plany związane z tym miejscem?

Michał Winiarski :W 2016 roku zostało powołane Muzeum Młynarstwa, Techniki i Rzemiosła Wiejskiego im. Józefa Winiarskiego. Pomysł polegał na tym, aby w osadzie młyńskiej utworzyć miejsce spotkań, kultywowania lokalnych tradycji, promocji regionu czy prezentacji tradycyjnych wyrobów kulinarnych
i kulturowych. Na pewną skalę to się już dzieje. Zagrodę odwiedzają
wycieczki szkolne i indywidualni turyści. Na terenie naszej osady młyńskiej organizujemy imprezy promocyjne min. poprzez organizację Europejskich Dni Dziedzictwa czy Małopolskie Dni Dziedzictwa. Uratowaliśmy jeszcze drugi, mniejszy młyn z zabytkowym wyposażeniem. Jestem w kontakcie z konserwatorem zabytków, jest wszczęta procedura o wpis do rejestru ruchomych zabytków techniki. Poza tym staram się wciąż zbierać wiedzę o młynarstwie tradycyjnym, w jakiś sposób ją utrwalać. Są jeszcze większe plany. Chcemy także zrekonstruować prawdziwy wodny młyn bo tutaj zachowały się do tego jeszcze świetne warunki terenowe, ale patrzę na to z coraz większymi obawami. Nie udało nam się dotąd uzyskać żadnej pomocy instytucjonalnej. Jesteśmy trochę zostawieni sami sobie. Samorząd lokalny nie jest zainteresowany tematem. To jest trochę przykre – ja patrzę na to miejsce nie jako na swój własny folwark, ale właśnie jak na zabytek, jak na świadka historii regionu.

Serdecznie zapraszamy na spotkanie z żywą tradycją regionu 10 września , Sądecki Park Etnograficzny w Nowym Sączu.

Do zobaczenia na Miodnym Szlaku !